Festiwal Wozów 2009 – Indie na wrocławskim rynku.
13 sierpnia 2008. Typowe późne, letnie popołudnie. Wrocławski rynek skąpany w słońcu. Ludzi całkiem sporo. W towarzystwie Trisamy Prabhu zabijam czas w oczekiwaniu na tradycyjny, (oj)czysty pociąg. Do mych uszu dociera zdanie z okolic mej prawicy: „Taaaaak, nie ma przeszkód, żeby przejechał tędy wóz z Jagannathem.”
Ratha Yatra kojarzy mi się zwykle z Przystankiem Woodstock. Perspektywa zorganizowania jej we Wrocławiu wygląda na ciekawą, jednak pesymizm tym razem bierze górę. Rodzą się myśli o tym, że projekt ten skończy jako jeden z tych pięknych, ale niewykonalnych.
Późną, mało złotą jesienią dochodzą mnie słuchy o takim, czy innym departamencie.. Niektóre z nich zaczynają pracować już pełną parą. Robi się poważniej. Są marzenia ale jest i plan a co najważniejsze – ludzie.. zaraz obok pracy, modlitw i coraz jaśniejszego obrazu Festiwalu Wozów. Nowy rok zaczyna się konkretnie. Jest termin, jest pozwolenie od władz miasta, powoli zaczynają wpływać dotacje. Z czasem wydarzenie jest coraz bardziej nagłaśniane, fundusze stają się coraz większe, coraz też więcej ludzi zaczyna być zaangażowanych w tę akcję, co najważniejsze – oni CHCĄ być zaangażowani.
12 czerwca 2009. Prawie wakacyjne godziny popołudniowe. Wrocławska świątynia Międzynarodowego Towarzystwa Świadomości Kryszny. Z zewnątrz wygląda całkiem niewinnie. Kojarzy mi się z ulem pełnym pracowitych pszczół. W środku wojownicy przygotowują potrawy, które Kryszna z przyjemnością przyjmie. Potem też – z równie dużym smakiem – bhaktowie. Nie wspominając o osobach, które będą miały szczęście znaleźć się następnego dnia na rynku Wrocławia – to dla nich te 2100 porcji prasadam. W innych częściach budynku uwijają się pozostali „warriorsi”: niektórzy zastanawiają się, jak skomponować girlandę dla Trivikrama Maharaja, niektórzy są w trakcie tworzenia takowej dla Kryszna Kszetry Prabhu. Niektórzy pakują słodkości, inni kończą robić ozdoby dla Jagannatha i jego kompanów. Pozostali – robią jeszcze inne rzeczy, które Kryszna niewątpliwie doceni. Dusze bhaktów zostają nakarmione, gdy na „próbną scenę” wkracza Kryszna Kszetra Prabhu . Bhajan smakuje nieziemsko. Tak jak Gaura arati, które przenosi się sprzed oblicza Bóstw do świątynnego hallu, gdzie towarzyszy bhaktom wytrwale robiącym koftę. Intensywny dzień kończy się – jak to często bywa – wspomnianym wcześniej pożywieniem. Najbardziej wytrwali zostają w kuchni – w oparach oleju, bądź myjąc garnki. Niektórzy również znajdują coś do zrobienia – byle tylko zdążyć przed jutrem.
Dla jednych sobota zlewa się z piątkiem (wcale nie wiadomo kiedy, jak i dlaczego). Dla drugich zaczyna się o czwartej nad ranem. Dla trzecich – o jeszcze innej porze. Ważne, że sobota się zaczyna. Wjeżdżamy z wozem na rynek, składamy go, czyścimy, dekorujemy. Rozstawiamy i przystrajamy namioty i scenę. Ratujemy odlatujący namiot. Odbywamy dyskusję ze strażnikiem miejskim. Kiedy słońce wychodzi zza chmur, plac wygląda na ogarnięty. Przechodnie z zaciekawieniem obserwują nasze działania. Ja zaś ze zdziwieniem obserwuję to, co na rynku powstało. Wóz idealnie wkomponował się w architekturalne struktury Wrocławskiego rynku. W bary piwne może mniej, ale na to nie zwracam zbytnio uwagi. Ostatnie doszlifowania techniczne, rozwiewanie powstałych nagle wątpliwości, nerwowe oczekiwanie i… wreszcie wóz rusza. Śpiewane słowa Hare Kryszna wkradają się przez uszy do serc. Ludzi na placu wciąż przybywa, są nimi raczej zwolennicy pochodu. Obserwując wielbicieli odnoszę wrażenie, że mimo iż bardzo dobrze się bawią, to odczuwają lekką presję, zachowują czujność – oby się udało. Podczas tych około dwóch godzin spływa naprawdę wiele łaski – zarówno na wielbicieli jak i na resztę szczęściarzy. Słodkości znikają błyskawicznie. Jednak głównym źródłem energii nie są kulki. Nie ukrywajmy tego dłużej. To dzięki kirtanowi bhaktowie (i bhaktinki!) mają siłę na entuzjastyczny taniec. I na rozmowy o duchowości. I na ciepłe uśmiechy. I na pozowanie do zdjęć. Na szczęście energii nie brakuje również po zakończeniu podróży Bóstw po rynku. Zaczyna się program na scenie W tym czasie nie tylko dusze zostają nakarmione. Jedzenie wegetariańskie cieszy się dużą popularnością. Rozchodzi się szybciej, niż rozchodziłyby się świeże bułeczki. I nie dziwota – taki posiłek tylko w Hare Kryszna. W miarę upływu czasu widzę coraz więcej osób z makijażem indyjskim i uśmiechem wymalowanym na twarzy. Bhaktowie spotykają „starych znajomych”, nie-bhaktowie – nawiązują nowe znajomości. I tak sekunda po sekundzie, minuta po minucie, godzina po godzinie – czas płynie. Ze sceny słychać: „Dziękujemy Państwu bardzo. Hare Kryszna!”. Pierwszy Festiwal Wozów na Dolnym Śląsku właśnie się zakończył.
Nie da się ukryć – festiwal miał miejsce nie tylko po to, żeby Pan Jaganath obdarzył łaską żywe istoty. Nie tylko po to, by wielbiciele mieli okazję przebywać w swoim towarzystwie, i nie wyłącznie dlatego, żeby móc znajdować się przy tak wspaniałych osobach jak Trivikram Swami i Kryszna Kszetra Prabhu. Był również po to, by pokazać bhaktom, że razem mogą robić niesamowite rzeczy; że współpraca (mimo ew. wyrzeczeń) może sprawić, że niewyobrażalne stanie się realnym.
Głęboko wierzę w to, że będę mogła uczestniczyć we wrocławskiej Ratha Yatrze nie tylko w przyszłym roku, ale także w każdym następnym; że z każdym rokiem będzie ona coraz lepsza, a ludzi nią zainteresowanych coraz więcej. I że oglądając TV Publiczną, napotkam reklamę, z której dowiem się kiedy odbędzie się kolejny Festiwal Wozów.